Zrozumienie i przypadek

przez marc

Nawet narzędzia potrafią się uczyć, choć niektórym narzędziom nauka ta idzie wyjątkowo opornie. Weźmy taki parasol: istniał sobie dobrych dwanaście tysięcy lat i nawet przez myśl mu nie przeszło, że powinien stanowić ochronę przed deszczem. Obywatelom starożytnych Chin, równie starożytnego Egiptu czy Rzymu dawał bowiem jedynie ochronę przed słońcem – stąd zresztą źródłosłów w wielu językach: łacińskie „ubra” to przecież cień kładący się na umbrelli, w polszczyźnie także pobrzmiewa słoneczne „sol”. Czesi również nie owijali problemu w bawełnę i mają pełnię blasku swojego slunečníka. Dopiero w XVIII wieku parasol nauczył się zasłaniania przed wodą, nie przed promieniami słońca. Z internetem było podobnie: choć początki globalnej sieci bez trudu odnajdziemy na początku lat sześćdziesiątych XX wieku, internet stał się internetem dopiero 20 grudnia 1990 roku.

Znacznie bardziej precyzyjnie byłoby stwierdzić, że do 1990 roku internet był jedynie środkiem łączności, później zaś – stał się środkiem masowego przekazu. Fakt – podstawa prehistorycznej sieci bazowała na elektronicznym liście, który zawsze miał, ma i mieć będzie swoją moc. To bardziej paczka przyniesiona przez listonosza niż kartka papieru w kopercie: mail zawierać może obrazy, dźwięki, filmy, nade wszystko zaś – dane uszeregowane w jakiś konkretny sposób. Wszystko, co prezentował internet do roku 1990 było w większym lub mniejszym stopniu wytworem poczty elektronicznej – nawet czasopismo „Donosy” uruchomione 2 sierpnia 1989 (słusznie nazywane pierwszą polską gazetą on-line) miało postać listu. Listy krążyły więc w wielu formach i trzeba było poczekać dopiero na pana Tima Bernersa – Lee, by dostać prawdziwe medium masowe. Poczekać na Tima i na zestaw dziwnych przypadków.


Przypadków w sprawie tej było wiele, bo pierwsza strona internetowa oraz pierwsza przeglądarka powstały nieco przez przypadek, w przypadkowym miejscu. Miejsce nazywa się Organisation Européenne pour la Recherche Nucléaire, zlokalizowane jest w Szwajcarii i stanowi wspólne przedsięwzięcie dwudziestu państw europejskich. CERN – rękami i głowami kilku tysięcy naukowców – bada cząstki elementarne. Niespełna trzydziestoletniemu Bernersowi nie kazano jednak w Szwajcarii badać żadnych cząstek: miał jedynie opracować taki sposób gromadzenia i prezentacji danych, który wytrzymałby próbę czasu – wszak wciąż napływały nowe informacje z kolejnych eksperymentów. Powiedzmy to wprost: zadanie było czysto poboczne i nie przywiązywano do niego większej wagi. Anglik poradził sobie świetnie – zamiast ciągłego redagowania i uzupełniania baz danych zaproponował hipertekst czyli otwarty sposób gromadzenia wiedzy. Dzięki temu to, co wcześniej już wprowadzono, mogło pozostać w starej postaci: wystarczyło zlinkować w odpowiednich miejscach odpowiednie frazy do zupełnie nowych dokumentów.
20 grudnia 1990 roku Tim Berners – Lee krzyknął na swoich kolegów, by podeszli do biurka. Kiedy towarzystwo spojrzało na monitor Tima, zauważyło jedynie zielone litery na czarnym tle, istotę sprawy trzeba było im dopiero wytłumaczyć.

Określona sekwencja znaków prowadziła bowiem do kolejnych dokumentów, które można było dodawać w nieskończoność, zapętlać i edytować. Berners poszedł za ciosem: stworzył pierwszą na świecie stronę internetową dziś obecną pod adresem info.cern.ch oraz stosowne protokoły komunikacji między komputerami. Niejako przy okazji zapracował sobie na wieczną wdzięczność użytkowników sieci, szlachecki tytuł odebrany z rąk królowej Elżbiety oraz laur za udowodnienie, iż mieszkańcy Europy nie gęsi i swój wkład w rozwój internetu mają. Spojrzenia na koncepcję Bernersa – Lee z perspektywy wielu lat działania struktur www nie da się wyprać z emocji. Wystarczyło ćwierćwiecze, by pomysł prosty (jak wszystkie genialne pomysły) zamienić w ocean nieskończonych możliwości wciąż zmieniających swoje oblicze. Statystyczny zjadacz sieci gdy słyszy słowo „internet” myśli przede wszystkim o witrynach oraz o systemach społecznościowych obsługiwanych przy pomocy przeglądarki, nie zaś o prostej, dwukierunkowej komunikacji. By zrozumieć po co jest parasol, potrzebowaliśmy długich stuleci; z siecią udało się załatwić to szybciej.