Dzień Odry
Kwiecień obfituje w przeróżnego rodzaju rocznice i święta tak bardzo, że zaczynają się one nakładać na siebie. Przedziwnym zrządzeniem losu jednego dnia spotkały się więc rocznica lotu w przestrzeń kosmiczną Jurija Gagarina oraz święto czekolady. Nawet pobieżny rzut oka na jubileuszowy kalendarz uświadamia nam, że przy tak wielkim natłoku święta nie są po to, by je świętować, lecz jedynie po to, by pamiętać. A skoro tak to chyba możemy dodać do kwietniowej listy jeszcze jedno, całkiem nowe święto – Dzień Polskiego Komputera.
30 kwietnia 2010 roku kilka minut po godzinie 22 na stacji rozrządowej PKP Tatary (Dyrekcja Wschodnia z siedzibą w Lublinie) odłączono ostatni komputer z rodziny Odra. Dzień później oficjalnie wycofano z eksploatacji zestaw w którym maszyna pracowała. Gdy ostatnie elektrony opuściły urządzenie i definitywnie przestało ono pracować, nadszedł czas refleksji i podsumowań. Obliczono, że kolejowa Odra pracowała bez przerwy 34 lata – 24 godziny na dobę i 365 dni w roku. Nie zawiesiła się ani razu, choć zdarzały się naprawy z wykorzystaniem tak zwanej polskiej kreatywności: silnego ciosu sierpowego w obudowę urządzenia lub zastosowania zamiennych i dość przypadkowych materiałów. Póki co nie znaleziono jeszcze na świecie komputera, który pracowałby tak długo i wytrzymałby tak wiele. Odra była dużą dziewczynką – opisywany model 1305 zajmował powierzchnię czterdziestu metrów kwadratowych i mógł zawierać w sobie nawet półtorej kilograma złota.
Odra odpowiedzialna była za ustawianie składów kolejowych do rozrządu: przez ponad trzy dekady całe pokolenia kolejarzy chodząc między wagonami spisywały stosowne numery: przekazywano je potem do punktu centralnego, gdzie obsługa komputera wprowadzała dane do bazy. Maszyna kolejkowała wagony spisując się ze swojego zadania wyśmienicie. Demonem szybkości z pewnością nie była i jej moc obliczeniowa porównywalna jest z dzisiejszymi naręcznymi zegarkami: kalkulatory przebiły ją pod tym względem już dawno temu. Wystarczało jej 7 megabajtów pamięci w postaci magnetycznej taśmy dość pokaźnych rozmiarów i – podobnie jak większość komputerów, które deski projektanta opuściły w latach sześćdziesiątych – nie miała monitora: komunikowano się z nią za pomocą drukarki. Co w żaden sposób nie zmienia faktu, iż – oparty na sieci internet nowoczesny następca Odry – wywiązywał się ze swojego zadania wolniej niż staruszka.
Rok przed wyłączeniem komputera – o czym wie niewielu – polska myśl informatyczna miała poważny udział w zestrzeleniu nad Serbią amerykańskiego, niewidzialnego dla radaru myśliwca F-117. Maszynę trafiła rakieta wystrzelona z baterii Newa, w której za obliczenia (w szczególności zaś za identyfikację celu) odpowiedzialny jest komputer Rodan – militarna wersja polskiej Odry. Komputer – do pamięci którego wprowadzono już możliwe ślady echa maszyn typu stealth poradził sobie z trudnym zadaniem bez problemu: mimo zdecydowanej opinii specjalistów zza oceanu, iż jest to niemożliwe. Odra – oczywiście w swoich czasach – była konstrukcją doskonałą: bezawaryjną, solidną i nowatorską. Świata nie zmieniła, bo kierunek zmiany okazał się zupełnie inny niż przewidywano nad Wisłą i Odrą.
Ważniejszy okazał się marketing oraz produkcja masowa: wszak dziś najpoważniejszym zadaniem teleinformatycznym świata (obsługą wyszukiwarki Google) nie zajmują się wyrafinowane superkomputery, lecz monstrualne zestawy zwykłych pecetów z dolnej półki.
Stare Odry wylądowały więc na zasłużonej emeryturze: w przeróżnych muzeach techniki, na kartach encyklopedii PRL oraz w pamięci wiekowych informatyków. I choć tam właśnie jest miejsce komputera sprzed lat, warto może czasem – patrząc na swój własny, szybki i wydajny komputer – zadać sobie pytanie: ile lat bezawaryjnej pracy wytrzyma nasze, nowoczesne urządzenie. I może warto 30 kwietnia wrócić w w myślach na chwilę do starej Odry, bo rocznice – jak wykazuje praktyka – niekoniecznie są po to, by je świętować. Wystarczy pamiętać.