Mit o pi-arze
Mgła opadała. Gęste kłęby pary wodnej powoli przesuwały się okolicach szczytu góry Olimp. – Cholerna wilgoć – warknął Zeus i zdecydowanym ruchem otworzył plastikową butelkę z gazowanym nektarem. – Następny punkt? Politycy, tak? – spytał patrząc wyczekująco na drobnego, pryszczatego Hermesa. Ten poprawił szybko modny krawat w prążki i zaczął stukać w klawiaturę laptopa. Z projektora popłynęła struga światła ukazując znajomy ekran PowerPointa – zaraz potem uczestnicy narady zobaczyli prymitywną grafikę przedstawiającą greckiego chłopa, jego zagłębiony w błocie wóz i wychudzonego osła.
No, teraz to lizus przegiął – szepnęła wyprostowana jak struna Atena do piłującej paznokcie Afrodyty. Afrodyta poprawiła jednak tylko garsonkę i starannie piłowała dalej. Prezentacja faktycznie wydawała się nieco pokrętna, autor zaś nawiązywał do znanego z mitologii wygłupu prezesa góry Olimp, kiedy to Zeus objawił się wieśniakowi wzywającemu go do pomocy przy wyciąganiu furmanki z błota. Najważniejszy z bogów najpierw obiecał chłopu pomoc, nakazał jednakowoż delikwentowi wstępne oczyszczenie kół. Później polecił podeprzeć wóz wpierw jedną stroną, później drugą, na koniec zaś – pchać ile sił w greckochłopskim organizmie. Wóz (co było do przewidzenia) znalazł się na twardym gruncie, zaś prymitywny wieśniak padł na kolana i dziękował Zeusowi za pomoc. Nie rozumiał nieszczęsny, że z kłopotu wydostał się tak naprawdę sam – przy niewielkiej manipulacji bóstwa. Przygodę tę opowiadał później Zeus całymi latami zanudzając każdego – czy chciał słuchać, czy nie – ale faktycznie – ubawu z przypowieści było po pachy.
Hermes wyświetlał slajd za slajdem wyłuszczając swój pomysł rozwiązania kwestii wciąż mataczących polityków. – Wymyślimy coś takiego, żeby oni – myśląc, że oszukają wszystkich – zaczęli zachowywać się uczciwie. Zeus wydłubywał z literatki jednego słonego paluszka o smaku ambrozji za drugim drapiąc się co jakiś czas w zaniedbaną brodę. – No dobra – stwierdził wreszcie przerywając wywody pryszczatego. – To będzie taka specjalna nauka: jak zrobić, żeby wszyscy postrzegali polityka dobrze, żeby notowania miał, wyniki w sondażach i poparcie wyborcze. Polityk będzie uważał, że stosując się do tej nauki wykoleguje i załatwi wszystkich podczas gdy faktycznie nauka ta będzie prowadzić go ścieżkami przyzwoitości. Jeśli coś zepsuje, nauka nakaże mu poprawić. Jeśli obrazi – przeprosić i tak dalej. Wszystko dokładnie tak, jak z tym wozem greckiego chłopa. Z dalszej części prezentacji wynikało, że procedurę rozciągnąć można też na duże firmy. Jeśli ktoś wyprodukuje wadliwy gaźnik albo auto bez hamulców, w ramach nowego wynalazku przeprosi wszystkich i za darmo wymieni wadliwie działający element.
– Chytre – mruknął Hefajstos i rozprostował pod stołem bolącą nogę – Trzeba to jakoś nazwać widowiskowo, żeby się przyjęło. – Taaa – odparł Zeus. – Jak nazywa się ta liczba nad którą ciągle siedzi ten, no – Klaudiusz Ptolemeusz w ząbek czesany? – „Pi” – prezesie – podsunął usłużnie Hermes. W dalszym toku zebrania ustalono, że nazwa „pi” jest dobra: mocna, dosadna, ale ze względu na prawa autorskie trzeba ją jakoś zmodyfikować. Nowa nauka otrzymała więc nazwę „pi-aru”. Odpowiedzialnością za wdrożenie projektu obarczono pomysłodawcę, co wiązało się – rzecz jasna – z premią i dodatkowym wynagrodzeniem. Apollo dodał jeszcze, że uważa koncepcję za prawidłową: odpowiednio złośliwą, błyskotliwą i – znając zamiłowanie polityków do krętactw – z pewnością skuteczną. Zanim zgromadzenie zajęło się kolejnym punktem narady, nastrój jednak zepsuła wiecznie niezadowolona Atena. – No dobra – stwierdziła z przekąsem – A co zrobimy, jak w ramach tego twojego pi-aru jakaś Senyszyn zechce wystąpić w „Tańcu z gwiazdami”? Tego niestety prezentacja nie przewidywała. Na sali zapanowała cisza przerywana jedynie delikatnym dźwiękiem pilniczka Afrodyty. Zeus zasępił się, zgarbił i znowu mruknął – Cholerna wilgoć. Ze szczytu Olimpu ciągle opadały w dół gęste obłoki mgły.